To co stało się z teatrem w ciągu ostatnich lat jak dla mnie
jest zaprzeczeniem jakiejkolwiek wolności twórczej. Jest zaprzeczeniem
wszystkich wartości, dla których zdecydowałem się kiedyś robić to, co robię. Teatry
stały się folwarkami prywatnych interesów grup wzajemnych adoracji. Praktycznie
bez żadnej kontroli nad wydatkami. A skoro się z publicznych pieniędzy dzieli,
to ten podział wygląda dziś tak a nie inaczej. I oto nagle w teatrze przestało
już się liczyć cokolwiek poza pieniędzmi. Albo się temu podporządkujesz i
siedzisz cicho, albo wypadasz. Wolałem
się nie podporządkowywać. Taką podjąłem decyzję kilka lat temu dystansując się
od tego „światka wzajemnych adoracji”, wzajemnych „wycinek”, związków
zawodowych i wojenek o pietruszkę. A teraz czuję się człowiekiem wolnym, cieszę
się z tego i chyba trudno byłoby komukolwiek zwerbować mnie do jakiejś
współpracy na zasadach innych niż te które mógłbym akceptować.
W moim odczuciu teatry wpadły w pułapkę bez wyjścia. Dziś
bez dotacji, subwencji, czy jakichś projektów po prostu nie mogą funkcjonować. I
to nie tylko te teatry publiczne, prywatne też. Oczywiście można zrzucić
wszystko na widza. Powiedzieć, że ludzie nie chodzą do teatru bo są prymitywni,
etc., ale to guzik prawda. Ludzie chcą i potrzebują teatru, sztuki. Tyle że
stali się po prostu ostrożni . Ogólnie widownia dziś, to ciekawe zagadnienie. W
jednym okopie pieszczochy teatralne, z darmowymi
wejściówkami, okupanci bankietowi, kółka wzajemnych adoracji, a w drugim tzw.
„widz z ulicy” czyli człowiek, który na to wyjście do teatru musiał wydać 50
czy 100 zł., który uczciwie kupił bilet i który po ludzku chciałby, żeby to
wszystko miało jakiś poziom artystyczny. Nie wspominając już o tym, że może
mieć zachciankę, żeby w tym teatrze coś go poruszyło i może niekoniecznie to,
że się go obraża. Nie rozumiałem nigdy tego jaką logikę koledzy widzieli w
robieniu tzw. „teatru dla elit”, czyli dla wspomnianych pieszczochów. Wyszło na
moje. I skończyło się tym, że ludzie po prostu do teatru się zniechęcili. I
słusznie. Szkoda tylko, że oberwało się wszystkim po równo, tym, którzy starali
się robić coś dla widza też. A teraz mówi się, że więcej jest ludzi którzy chcą teatr robić, niż osób
teatrem zainteresowanych. Moje gratulacje. Najpierw robić „teatry dla elit” a
potem biadolić, że sami dla siebie grają.
Nie wiem jaki powinien być teatr. Z pewnością nie taki jakim jest obecnie. A
przynajmniej nie taki, jakim jest, za publiczną kasę. Oczywiście jeśli ktoś
robi teatr za swoje pieniądze, to może grać nawet dla jednego widza. Nawet bez
widza, dla samego siebie. Tylko że nikt przy zdrowych zmysłach nie robiłby za
swoje pieniądze takiego teatru. Za cudze jak widać można. Można się oczywiście
spierać o to, czy i w jakiej formie powinien być dotowany. Nie wiem więc jaki powinien być. Wiem natomiast, że o tym
jaki powinien być nie powinni decydować ani samorządowcy, ani okupanci
bankietowi, ani recenzenci tylko po prostu widz. A widz głosuje w bardzo prosty
sposób. Weryfikowalny i namacalny. Widz głosuje kupując bilet i zostawiając
pieniądze w kasie teatru. I to on powinien być w nim najważniejszy. Wszelkie dotacje, wsparcie finansowe powinno
iść za tym biletem właśnie. Dokładnie tak samo, jak dziś rozprowadza się
subwencje oświatowe. Skoro pieniądze mogą być przyznawane „na ucznia” a nie na
szkołę, to ja bym poprosił o takie same „na widza”, a precyzując „na bilet”, a
nie na teatr. I równe stawki dopłat do każdego sprzedanego biletu dla dowolnego
teatru. Myślę, że wtedy skończyłyby się wzajemne kokieterie, a zacząłby się
liczyć ten widz właśnie, dla którego teatr powinien stać otworem…